Wiele razy słyszałam, żeby podczas chemioterapii i radio nigdzie nie powinno się wyjeżdżać, bo zmiana klimatu jest nie wskazana. Czasami słyszałam tak absurdalne argumenty od osób chorych, że zaczynałam się zastanawiać czy faktycznie wyjazd może mi zaszkodzić.?! Słyszałam chociażby o tym, że wyjazd na drugi kraniec Polski może pogorszyć mój stan zdrowia i jest to niewskazane. Dziwne, że tak mówią też lekarze, bo przecież to oni niejednokrotnie karzą jechać nam setki kilometrów tylko po to by zrobić badania w innym ośrodku. Na szczęście moja Pani Doktor nie widziała przeciwwskazań, ale kazała zachować zdrowy rozsądek. A jak wyjazd to tylko w formie największego nic nie robienia :) Pomimo zielonego światełka na wyjazdy sama czułam, że jeszcze to nie jest dobry czas, dlatego dalekie wyjazdy zamieniłam na krótkie wycieczki po okolicy. Zresztą mój schemat leczenia nie pozwalał mi na tego typu wojaże. Na dłuższy wyjazd zdecydowałam się już tydzień po zakończonym leczeniu. Weekend w Toruniu dobrze mi zrobił. Odpoczęłam, oderwałam się od tego wszystkiego co działo się przez ostatnie pół roku. Pojechałam w innym kierunku niż Lublin, w innym kierunku niż szpital! Zaczęłam nabierać sił zarówno witalnych jak i psychicznych. Czułam, że czas choroby wykończył mnie bardziej psychicznie, czułam zmęczenie. Później był Onkorejs Granicami Polski i wyprawa w góry ( relacje z tych wypraw znajdziecie kilka wpisów wcześniej).
We wrześniu przy okazji wycieczki firmowej odwiedziłam urokliwe miasteczko w Niemczech. Landshut bo o nim mowa leży w Bawarii nad rzeką Izarą. Powstało już XIIw. Do rozkwitu miasteczka przyczyniła się polska księżniczka Jadwiga Jagiellonka, córka Kazimierza Jagiellończyka. Założyła m.in. teatr. Od 1903r. w okresie czerwca i lipca organizowane jest Wesele w Landshut. Jest to miejski festiwal, które upamiętnia ślub Księcia Jerzego Bogaty z polską Księżniczką. Bliskość Monachium, bo tylko godzina drogi jest kolejną zaletą tego miasteczka więc jeśli tylko będziecie w okolicy zajrzyjcie tu koniecznie.
Na stare miasto wchodzimy pod bramą. Wszystkie uliczki mają schemat kratki, łączą się pod kontem prostym. Brukowane uliczki są cudowne. Niestety nie nadają się na spacer w szpilkach ;) Każda kamienica jest inna. Inaczej pomalowana, ale wszystko jest w tym samym stylu więc nie odczuwa się capaniny.... Główna ulica jak i uliczki boczne pełne są ogródków pełnych mieszkańców i turystów. Wszędzie słychać gwar. Rano miejsce ogródków zamienia się na stragany warzywne :)
Na bulwarach po obu stronach rzeki ustawione są leżaki. W dzień są idealnym miejscem na kawę z przyjaciółmi po spacerze, natomiast wieczorem tętnią życiem. Ja akurat wybrałam się w porze wieczornej. Zachód słońca nad rzeką, kieliszek wina, lekki wiaterek od strony rzeki i jej zapach... Mimo, że w środku miasta można odpocząć :) Uwielbiam takie klimaty!
Widok na rzekę miałam z hotelowego okna, a rano podczas śniadania w hotelowej restauracji mogłam obserwować mieszkańców. Jedni spieszyli się do pracy, inny do szkół, a jeszcze inni jeździli rowerami czy biegali na trasach wzdłuż rzeki.
Czyż nie jest piękne?!
Żałuję tylko, że nie byłam tu parę tygodni później gdy zaczynała się Oktoberfest, ale nic straconego. Na pewno tu wrócę :)