sobota, 22 października 2016

O polskiej ksieżniczce gdzieś w Bawarii....

Wiele razy słyszałam, żeby podczas chemioterapii i radio nigdzie nie powinno się wyjeżdżać, bo zmiana klimatu jest nie wskazana. Czasami słyszałam tak absurdalne argumenty od osób chorych, że zaczynałam się zastanawiać czy faktycznie wyjazd może mi zaszkodzić.?! Słyszałam chociażby o tym, że wyjazd na drugi kraniec Polski może pogorszyć mój stan zdrowia i jest to niewskazane. Dziwne, że tak mówią też lekarze, bo przecież to oni niejednokrotnie karzą jechać nam setki kilometrów tylko po to by zrobić badania w innym ośrodku. Na szczęście moja Pani Doktor nie widziała przeciwwskazań, ale kazała zachować zdrowy rozsądek. A jak wyjazd to tylko w formie największego nic nie robienia :)  Pomimo zielonego światełka na wyjazdy sama czułam, że jeszcze to  nie jest dobry czas, dlatego dalekie wyjazdy zamieniłam na krótkie wycieczki po okolicy. Zresztą mój schemat leczenia nie pozwalał mi na tego typu wojaże. Na dłuższy wyjazd zdecydowałam się już tydzień po zakończonym leczeniu. Weekend w Toruniu dobrze mi zrobił. Odpoczęłam, oderwałam się od tego wszystkiego co działo się przez ostatnie pół roku. Pojechałam w innym kierunku niż Lublin, w innym kierunku niż szpital! Zaczęłam nabierać sił zarówno witalnych jak i psychicznych. Czułam, że czas choroby wykończył mnie bardziej psychicznie, czułam zmęczenie. Później był Onkorejs Granicami Polski i wyprawa w góry ( relacje z tych wypraw znajdziecie kilka wpisów wcześniej).

We wrześniu przy okazji wycieczki firmowej odwiedziłam urokliwe miasteczko w Niemczech. Landshut bo o nim mowa leży w Bawarii nad rzeką Izarą. Powstało już XIIw. Do rozkwitu miasteczka przyczyniła się polska księżniczka Jadwiga Jagiellonka, córka Kazimierza Jagiellończyka. Założyła m.in. teatr. Od 1903r. w okresie czerwca i lipca organizowane jest Wesele w Landshut. Jest to miejski festiwal, które upamiętnia ślub Księcia Jerzego Bogaty z polską Księżniczką. Bliskość Monachium, bo tylko godzina drogi jest kolejną zaletą tego miasteczka więc jeśli tylko będziecie w okolicy zajrzyjcie tu koniecznie.




Na stare miasto wchodzimy pod bramą. Wszystkie uliczki mają schemat kratki, łączą się pod kontem prostym. Brukowane uliczki są cudowne. Niestety nie nadają się na spacer w szpilkach ;) Każda kamienica jest inna. Inaczej pomalowana, ale wszystko jest w tym samym stylu więc nie odczuwa się capaniny.... Główna ulica jak i uliczki boczne pełne są ogródków pełnych mieszkańców i turystów. Wszędzie słychać gwar. Rano miejsce ogródków zamienia się na stragany warzywne :)








 Na bulwarach po obu stronach rzeki ustawione są leżaki. W dzień są idealnym miejscem na kawę z przyjaciółmi po spacerze, natomiast wieczorem tętnią życiem. Ja akurat wybrałam się w porze wieczornej. Zachód słońca nad rzeką, kieliszek wina, lekki wiaterek od strony rzeki i jej zapach... Mimo, że w środku miasta można odpocząć :) Uwielbiam takie klimaty!
Widok na rzekę miałam z hotelowego okna, a rano podczas śniadania w hotelowej restauracji mogłam obserwować mieszkańców. Jedni spieszyli się do pracy, inny do szkół, a jeszcze inni jeździli rowerami czy biegali na trasach wzdłuż rzeki.
                                                           
Czyż nie jest piękne?!
Żałuję tylko, że nie byłam tu parę tygodni później gdy zaczynała się Oktoberfest, ale nic straconego. Na pewno tu wrócę :)

sobota, 15 października 2016

Motyle są wśród nas!

Motyle piękne i kolorowe stworzenia. Motyle bez których świat byłby szary i ponury. Motyle małe i niepozorne, ale potrafiące przebyć długą drogę by dotrzeć tam gdzie są szczęśliwe. Motyle pokonują wiele przeszkód, czeka ich wiele pułapek, ale się nie poddają i lecą dalej! Ale Motyle to również dziewczyny ze Stowarzyszenia Niebieski Motyl, które miałam przyjemność poznać na warsztatach onkologicznych w Krakowie. To kobiety w różnym wieku z różnymi pasjami i zawodami. Każda jest inna jak ten motyl, każda pomimo przebytej choroby jest piękna, kolorowa i ma w sobie to coś. Coś co sprawia, że uśmiechasz się od ucha do ucha tak jak podczas spotkania z motylem :) 


O warsztatach usłyszałam przypadkiem, tak jak i o jego organizatorkach i stowarzyszeniu. Wszystko zaczęło się od Onkorejsu Granicami Polski (parę wpisów wcześniej...). Długo zastanawiałam się czy te warsztaty są dla mnie i czy powinnam się się zgłosić. Postanowiłam jednak się zgłosić. Teraz nie żałuję :) bo poznałam osoby, które podobnie jak ja przeszły lub przechodzą chorobę onkologiczna. Poznałam osoby, które dodają mi sił i wiary, wierzą tak jak ja, że wszystko się uda i będzie dobrze. Poznałam osoby, które mnie rozumieją bez słów. Wiem, że jeśli będę miała gorszy dzień, gdy będę stresować się nadchodzącymi badaniami kontrolnymi podniosą mnie na duchu i będą ze mną! Szybko zniknęły między nami bariery może dlatego że wspólne doświadczenie łączy ludzi nawet z różnych stron Polski.


Warsztaty pod hasłem "Coś dla ciała i ducha" A więc energetyczna zumba, nordic walking i poranne ćwiczenia :) Zajęcia z wizażu pod okiem Fundacji Piękniejsze Życie, którą poznałam będąc w czasie pobytu w szpitalu. W Końcu wiem jak profesjonalnie wykonać makijaż i doczepić rzęsy tak by nie skleić sobie oka, albo nie doczepić rzęs na brwiach :) Chociaż nadal uważam, że ja i makijaż to nie ta bajka to zjęcia były naprawdę bardzo sympatyczne. Odkryłam miliony drżeń w swoim ciele, ale nadal nie wiem czy były to drżenia z zimna, czy były to drżenia mięśni bo miały więcej ruchu a może były to drżenia z mojego wewnętrznego JA! Trudno określić zajęcia z TRE są inne. Mają w sobie coś z jogi czy pilatesu. Na pewno były czymś nowym i na pewno warto spróbować, nie są dla wszystkich nie każdy się w nich odnajdzie. Ja zdecydowanie wolę inną formę relaksu :) Rozmowa z onkologiem rozwiała wszelkie wątpliwości odnośnie leczenia, genów i markerów :) Otrzymałam tak dużo nowych informacji, mogłyśmy zadawać każde gnębiące nas pytanie. Pan doktor cierpliwie odpowiadał na wszystkie. I nie przestraszył się 17 kobiet, które zarzucały go pytaniami na wszystkie możliwe sposoby :) Chyba każda z nas czekała na zajęcia z psychoonkologiem. Zastanawiałam się czy będzie to kolejna pogadanka z cyklu " myśl pozytywnie, wszystko będzie dobrze, najważniejsze jest Twoje nastawienie itp." Jednak nie. Co prawda było też poniekąd i o tym bo przecież najważniejsze jest pozytywne myślenie. Zajęcia prowadzone według Terapii Simontona. Terapii, która ma nauczyć nas, że pozytywne myśli rodzą pozytywne emocje. Zrozumiałam, że ja jestem najważniejsza (i nie chodzi tu o negatywny egoizm). Bo jeśli nie zadbam o siebie, o swoje zdrowie to psychiczne też, to wszystko w moim otoczeniu będzie beznadziejne. Zrozumiałam jak ważne są moje nawyki, jak drobne przyjemności mogą wpływać na moje emocje. Kawa wypita w ulubionym kubku, spacer z psem, zapach nowej książki. Tak mało a tak dużo może zdziałać. To są moje siły witalne, które dodają mi energii. Wyrzucenie słów "nie chcę", "muszę", "nie mogę" i zamiana na inne z pozytywnym nastawieniem dają dużo. Praca z przekonaniami, praca nad wyzbyciem się stresu, wyzbyciem się strachu gdy otwierasz kopertę z wynikiem badania. To wszystko jeszcze przede mną, czeka mnie ciężka praca, ale mam wyznaczony kierunek i wyznaczoną nową ścieżkę. A to najważniejsze! I tak jak Motyl pokonam długą, z wieloma przeszkodami drogę, ale na końcu będzie moje miejsce, mój świat. Świat kolorowy z Motylami :)


P.S. Uciekam na kawę w ulubionym kubku :)