poniedziałek, 26 grudnia 2016

Ostatnie 365 dni... nie lubię podsumowań!

Długo zastanawiałam się od czego zacząć... bo to nie jest podsumowanie kończącego się roku. Grudzień to miesiąc dla mnie wyjątkowy chociaż nigdy nim nie był. Miesiąc jak miesiąc z tą różnicą, że kończył rok i były święta, a więc wszechobecny szał zakupowy i bałagan, ludzie w amoku robiący zapasy jakby to był koniec świata! Im jestem starsza tym bardziej tego nie lubię! Wszystko zmieniło się 365 dni temu... (nadal nie lubię całej tej otoczki grudniowej), wszytko zmieniło się w ciągu jednego grudniowego dnia. Teraz nie wiem czy był to dzień kiedy poszłam do lekarza czy był to dzień kiedy odebrałam telefon, a może to było później gdy jechałam w mroźny styczniowy poranek do kliniki?! Gdy wszyscy w szale biegali za prezentami, z listą zakupów świątecznych ja czekałam na diagnozę, powoli przygotowywałam się do najcięższego etapu w moim życiu.... i robiłam listę rzeczy potrzebnych do szpitala! Gdy wszyscy szykowali się na pożegnanie starego roku ja pakowałam torbę. Nadal ciężko mi uwierzyć, że to działo się naprawdę, że przeszłam przez to wszystko. Czasami ma wrażenie, że to działo się gdzieś poza mną, jakbym wyszła ze swojego ciała i czekała aż minie okres choroby a ja znowu wrócę.... Gdy wszyscy robili podsumowanie roku a później postanowienia i plany ja nakładałam zbroję by zacząć walkę z nowotworem. Nie prosiłam się o niego, nie czekałam na niego, nie zapraszałam go do swojego życia, ale skoro już zawitał musiałam zrobić wszystko aby jak najszybciej go wyprosić. Moim postanowieniem noworocznym, planem i celem była tylko choroba! 24 godziny, 7 dni w  tygodniu, dzień za dniem była tylko walka. Wszystkie myśli skierowane w jeden punkt, wszystkie siły zebrane i skumulowane dla jednego celu... by wyzdrowieć i wrócić. Wrócić do rodziny, przyjaciół, pracy... 

Operacja, chemioterapia, radioterapia...etap za etapem, powoli małymi kroczkami przybliżałam się do dnia, kiedy usłyszałam "Jesteś zdrowa, zmian nie znaleziono"! Kosztowało to dużo sił, nie tylko mnie ale również wszystkich w moim otoczeniu. Rodziców bo przecież choruje ich jedyne dziecko...przyjaciół bo zdali sobie sprawę, że ta choroba dotyka każdego niezależnie od wieku, że jest tak blisko nas, że to może przytrafić się również im... lekarzy i pielęgniarki bo pomimo tego, że byłam kolejnym pacjentem, kolejnym numerem do statystyki, byłam też jednym z młodszych pacjentów na oddziale...! U wszystkich z nich widziałam czasami łzę w oku chociaż u każdego ta łza była inna. Każdy jak mógł starał się być ze mną, niektórzy na odległość inni bliżej. Każdy przeżywał to na swój sposób. Wiem jak ciężko im było, jak zastanawiali się jak ze mną rozmawiać, czy mnie nie urażą, czy w ogóle chcę rozmawiać, czy mam siły?! Wiem jak przeżywali to gdy jechałam na salę operacyjną, jak czekali na telefon ode mnie że wszystko jest dobrze, jak nie mogli się skupić w pracy bo właśnie odbierałam wyniki. Jak cieszyli się ze mną gdy przekazywałam informację, że wracam do pracy :)

Mówi się, że to co Cię nie zabije to Cię wzmocni, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło! Może coś w tym jest, może gdzieś to było zapisane, że trafiło na mnie... bo teraz jestem silniejsza, bo teraz inaczej patrzę na wiele rzeczy, bo teraz umiem cieszyć się z drobnostek.... ale gdyby nie choroba wiele rzeczy w moim życiu by się nie przytrafiło. Może to było przeznaczenie? Nie poznałabym dziewczyn z Niebieskiego Motyla i choć dzielą nas kilometry jesteśmy jak rodzina. Nie dowiedziałabym się, że Pani Zosia z bloku obok też choruje a myślałam, że tylko zmieniła fryzurę. Nie zobaczyłabym reportażu o "wariatkach", które wyruszyły w tygodniowy rejs po Morzu Bałtyckim będąc albo w czasie leczenia onkologicznego albo po. A teraz sama jestem członkiem tej "wariackiej" załogi :) Nie przeszłabym 600km w pół roku i nie zaczęła zdobywać Korony Gór Polski. Nie zaczęłabym nawet pisać i znowu bym odłożyła ten pomysł na później. Nie zaczęłabym realizować swoich marzeń bo zawsze znalazłabym wymówkę...
 
Drogi raczku nieboraczku,
Dziękuję za wszystko, bo chociaż chciałeś wyrządzić mi krzywdę, chciałeś pozbawić sił i przejąć kontrolę nad mną to ci się to nie udało. To ja wygrałam. Dałeś mi więcej niż sobie wyobrażasz i na pewno nie sądziłeś że tak to się skończy. Jestem ci niezmiernie wdzięczna za tą krótką acz ciężką i toksyczną znajomość, ale bez ciebie nie byłabym nowym i lepszym człowiekiem!!! To dzięki Tobie jestem tu!
P.S. Następnym razem zastanów się parokrotnie czy warto ze mną zadzierać!!!  

Dziękuję też WAM! Dziękuję za wizyty w szpitalu i wysłuchiwanie moich opowiadań o cewniku :) Dziękuję za dostarczone czekolady, chociaż nie mogłam ich jeść. Dziękuję za paru godzinne czekanie pod gabinetem lekarskim tylko po to aby dowiedzieć się, że to nie tu. Dziękuje, że jechaliście ze mną na naświetlania a później na frytki do McDonalda, Dziękuję za stosy dostarczanych książek, dziękuję za Anioła, który nade mną czuwał, dziękuję za fioletowego hiacynta w szklanej doniczce,w której moja mama teraz rozrabia farbę do włosów. Dziękuję, że wytrzymujecie wszystkie moje pomysły i moje gadulstwo :) 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz